Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



X.

Gdy tylko chrapanie Ilji Iljicza doszło do uszu Zachara, zeskoczył ostrożnie, bez szmeru z leżanki, wysunął się na palcach do sieni, zamknął drzwi na klucz i wyszedł za bramę.
— A, Zachar Trofimycz! Prosimy bardzo! Dawno nie było was widać — mówili różnemi głosy furmani, lokaje, baby, chłopaki.
— Cóż tam z waszym? Wyszedł, czy co? — spytał stróż podwórzowy.
— Śpi, aż chrapie! — ponuro odpowiedział Zachar.
— Cóż takiego? — pytał kuczer. — Wcześnie jeszcze spać o tej porze. Niezdrów, czy co?
— Ha! Niezdrów! Nalizał się! — odpowiedział Zachar takim tonem, jak gdyby wierzył w to, co mówił. — Nie uwierzycie — sam jeden wypił półtory butelki Madery.
— E... — z zazdrością rzucił kuczer.
— Cóż to on dzisiaj tak sobie podhulał? — spytała jedna z kobiet.
— Nie, Tatjana Iwanówna! — odpowiedział Zachar, rzuciwszy na nią bokiem spojrzenie, — to nietylko dzisiaj, już on zupełnie do niczego. Mówić nawet o tem przykro.
— Tak samo i moja! — westchnąwszy zauważyła.