Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na przyjęcie gościa z całą gościnnością zarżną oni tucznego indyka, albo tuzin kurcząt, ale zbytecznego rodzynka do potrawy nie dadzą, a twarz ich blednieje na widok gościa, nalewającego sobie kieliszek wina.
Wogóle jednak takiej rozrzutności tam nie bywało: zrobiłby to chyba jakiś narwaniec, potępiony przez opinję publiczną, ale takiego gościa do domu nie wpuszczą.
Nie, nie takie tam bywały obyczaje: gość w tym domu bez trzykrotnego zaproszenia nie dotknie się do niczego. On wie doskonale, że jednorazowe zaproszenie zawiera raczej prośbę odmówienia proponowanej potrawy lub wina.
Nie dla każdego gościa zapalą dwie świece. Świece kupowano w mieście za pieniądze, oszczędzano je przeto, jak każdą rzecz kupioną. Wszystkie kupione rzeczy przechowywały się pod kluczem samej pani domu. Nawet ogarki od świec oszczędnie przechowywano i rachowano.
Naogół nie lubiono tam wydawać pieniędzy. Chociażby coś było bardzo potrzebne, pieniądze na to wydawano zawsze z wielkim żalem i to jeśli wydatek był nieznaczny. Większym wydatkom towarzyszyły zawsze jęki, żale i łajania.
Obłomowcy zdecydowani byli cierpieć raczej niewygody wszelkiego rodzaju, nawet przyzwyczajali się nie uważać ich za niewygody, byle nie wydawać pieniędzy.
Skutkiem tego i kanapa w bawialnym pokoju była cała w plamach, dlatego skórzany fotel Ilji Iwanowicza nazywano tylko skórzanym; w samej zaś rzeczy zamiast skóry były tam jakieś strzępki i sznurki; skóry pozostało tylko kawałek na tylnem