Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jasno na kręconej piaszczystej drożynie kawalkada mężczyzn, towarzyszących jakiejś lady w jej wycieczce do posępnych ruin i wracających w mocne mury zamku. Tam oczekuje na nich powieść o walce dwóch róż, którą dziad opowiedział, dzika sarna na wieczerzę i odśpiewana przy dźwięku lutni przez młodą miss ballada, — obrazy, któremi tak się bawiła nasza wyobraźnia, rozbudzona piórem Walter Scotta.
Nie, tego wszystkiego nie było w naszym kraju. Wszystko ciche, senne w dwóch — trzech wioskach, z których się składał ten zakątek. Leżały one niedaleko jedna od drugiej, jakby przypadkowo jakąś potężną ręką rzucone i rozsypały się w różne strony. I tak zostały dotychczas.
Jedna chałupa wpadła na brzeg parowu i tam zawisła od niepamiętnych czasów prawie w powietrzu, podparta tylko trzema żerdziami. Kilka pokoleń przemieszkało w niej szczęśliwie.
Zdaje się, że i kurze straszno byłoby wejść do niej, a tam przecież mieszka z żoną Onisim Susłow, chłop rosły, który w tej izbie nie może stanąć wyprostowany.
Nie każdy nawet potrafi wejść do izby Onisima — chyba gdyby ktoś uprosił ją, ażeby się odwróciła.
Ganeczek od wejścia wisiał nad przepaścią; by się do niego dostać, trzeba było jedną ręką uchwycić się trawy, drugą podstrzesza izby, a potem dopiero wstąpić na ganek.
Druga chałupa przytuliła się do pagórka, jak gniazdo jaskółcze. Tam trzy przypadkowo znalazły się obok siebie rzędem, a dwie stoją na dnie parowu.
Cicho i sennie we wsi. Milczące chałupy otwarte