Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
95.

Często mię potem nawiedzał niebogę,
Daiąc znać, że go me kłopoty bolą.
„Łupu — pry — z ciebie nie chcę; iedź w swą drogę
Gdzieć się zda do swych, puszczam cię na wolą“.
Niestetysz, łup to, nie dar beł — rzec mogę —
Dawszy mi wolność, wprawił mię w niewolą;
Złota mi nie wziął, skarby mi zostawił,
A serce mi wziął, rerca mię pozbawił.

96.

Trudno skryć miłość. Częstom cię o panie
Moiem — Wafrynie — strapiona pytała.
Ty słysząc ono tak częste pytanie,
Rzekłeś: „Płaciś się ty w niem zakochała“.
Przałam się, ale gorące wzdychanie
Y troska moia świadectwo dawała;
Miasto ięzyka, wzrok sam ukazował
Ogień, który mię wszystkę opanował.

97.

O niepotrzebnie milczenie użyte!
Czemum u niego zaraz nie prosiła
Lekarstwa pierwey, niźlim swe niezbyte
Y wyuzdane żądze rozpuściła?!
Wtemem iechała y rany zakryte
Niosąc w zanadrzu, umrzeciem myśliła.
Potem, chcąc mdłego podeprzeć żywota,
Nie chciałam wiedzieć, co wzgląd, co sromota.