Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
53.

To rzekszy, idzie tam, gdzie niedołężny
Po cięszkich raziech grabia odpoczywa.
Nie mniey wesoło, swych Soliman mężny
Cieszy, a twarzą żal w sercu pokrywa:
„O towarzysze, często więc potężny
W zwycięstwie — bity nieprzyiaciel bywa.
Y rzeczą samą, nie tak wielką mamy
Szkodę, iako to podobno mniemamy:

54.

Z pospólstwem błahem tylko odbieżane
Mury — nie miasto — wzięli Francuzowie.
Bo w naszych ręku ma bydź rozumiane
Y w piersiach miasto y w królewskiey głowie.
Króla zdrowego, rycerstwo przebrane
Y zamek mamy, o wielcy mężowie!
Niechay się oni z murów wziętych chlubią,
Bo naostatek i te pewnie zgubią.

55.

Zgubią ie pewnie, kiedy uniesieni
Tem swoiem szczęściem, na którem się sadzą,
Strzedz się nie będą y ubespieczeni,
Na łupiestwa się y zdzierstwa udadzą.
Tak w wszeteczeństwie, w gwałtach utopieni,
Zwycięstwo z siebie nie trudne nam dadzą,
Ieśli ich w takiem niedbalstwie zastanie
Woysko egipskie, które idzie na nie.