Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
89.

Po powietrzu się trzy niezbożne głowy
W tak drobne sztuki tam y sam rozniosły:
Iako więc drobno suchy, lub surowy
Ięczmień trą młyńskie naciśnione osły.
Tak zostawuiąc wesoły Phebowi
Promień, do piekła brzydkie dusze poszły
Na wieczne męki, w podziemne ciemności.
Wyknicie z tego, ludzie, pobożności!

90.

Wtem wieża, z wiatru maiąc swą obronę,
Tak, że iey ognie namniey nie szkodziły,
Tak się pod mieyską podsadziła bronę,
Że mogła na mur most zrzucić pochyły.
Ale Soliman przypadł w tamtę stronę,
Y wąską ścieszkę siekł ze wszystkiey siły
Y odciąłby ią pewnie beł, by była
Nagle się druga wieża nie odkryła.

91.

Ta po powietrzu szła y na przestrzeni,
Stoiąc, budynki przenosiła wyzsze.
Tu się dopiero zlękli Saraceni,
Widząc, że miasto dobrze beło nizsze.
Lecz sułtan śmiały, choć nań grad kamieni
Spada, w swem mieyscu zostawa — y blizsze
Ludzie przychęca do mężney obrony
Y chce most gwałtem odciąć przystawiony.