Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
53.

Lecz nie mnieysza się bitwa zaczynała
Y niemniey krwawa daley, w drugiey stronie:
Ćma niezliczona w chmurach się wieszała
Duchów piekielnych, swoiem ku obronie.
Ta serc pogaństwu y sił dodawała.
Które iuż beło w obozowey bronie;
Ale kto ogniem swem Arganta sięga,
Choć iego własny dosyć go użega.

54.

On, iako wściekły, srogi y surowy,
Na straży poszedł y przez przykop skoczył
Y drugiem przezeń przeyazd dał gotowy
Y gęstemi go trupami natłoczył.
Szańce poznosił, powypełniał rowy
Y krwią swych panów namioty pomoczył;[1]
Klorynda z niem wraz, albo trochę za niem
Szła, urażona onem uprzedzaniem.

55.

Iuż chrześcianie wszędzie uciekali,
Kiedy Gwelf przypadł z posiłki świeżemi,
Za iego przyściem twarzy obracali,
Y mężnie znowu potkali się z niemi.
A kiedy się tak z sobą pomięszali,
A krew z obu stron płynęła po ziemi —
Stworzyciel świata święte oczy swoie
Obrócił w on czas na surowe boie.

  1. I krwią swych panów namioty pomoczył; panowie, właściciele namiotów.