Ociec — nie więcey ociec — [o żałości!]
Straciwszy wszystkie syny, nieszczęśliwy,
Patrzy nu trupy, a żal mu przez kości
Przeymuie serce wielki, przeraźliwy.
Żaden tak mocney nie widział starości:
Że żywy został — u mnie wielkie dziwy!
Y bił się przedsię, ponno z tey przyczyny,
Że konaiące nie patrzył na syny.[1]
Więc y życzliwe ciemności tak chciały,
Że mu część żalu zakryły onego;
Nie chce w niem umysł zwycięstwa wspaniały,
Gdzieby nie zgubił sam siebie samego.
Żywotem wzgardził, o swą krew niedbały,
Nieprzyiaciela krwie pragnie swoiego
Y nie rozeznać, co chce y co woli:
Umrzeć, czy zabić — tak go serca boli.
Zawoła potem: „Takli to wzgardzona
Ta moia ręka y takiey słabości,
Że wszystką siłą na cię usadzona,
Nie może na mię wzbudzić twey srogości?!“
W tem ią wyniesie, ona — wyniesiona,
Spadaiąc z góry, przecięła do kości
Lewego boku — tak, że mu krew z ciała
Polerowaną zbroię popluskała.
- ↑ Że konaiące nie patrzał na syny —
przestawienie:
Że nie patrzał na konające syny.