Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
17.

Uderzą w larmę; on zaraz wesoło
W przód przed inszemi w świetney stanie zbroi
Y z pięknem okiem okazałe czoło
W barwę śmiałości pospolitą stroi.
Wnet nas pogaństwo otoczy. Iuż koło
Obozu woysko niezliczone stoi,
Las gęstych kopiy przeciwko nam stanie,
Chmurę strzał na nas wypuszczą, poganie.

18.

W nierówney bitwie — bo przeciw iednemu,
Ieśli nie więcey, do dwudziestu było —
Siła ich legło, siła po nocnemu
Cieniu z okrutnych ran z świata schodziło.
Oko zakryte pobitych żadnemu
Uyrzeć nie dało y nie dopuściło,
Bo razem szkody y nasze dzielności
Noc okrywała płaszczem swey ciemności.

19.

Iednak królewic tak się ukazował,
Że go znać było dobrze, chocia w nocy,
Ieśli mu się kto z bliska przypatrował
Y iego siłom y sercu y mocy.
Gdzie iedno bystry swóy koń nakierował[1],
Gdzie mieczem kinie y gdziekolwiek skoczy —
Krew wielka płynie wszędzie w onem czesie,
Strach srogi w oczu, a śmierć w ręku niesie.

  1. nakierował swój bystry koń zamiast: swego bystrego konia, por. pieśń III, str. 83, zwr. 36.