Przejdź do zawartości

Strona:PL Goethe - Wilhelm Meister.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdzie tkwił klucz jaki. Im większą była cześć, jaką w sercu mém miałem dla drzwi zamkniętych, koło których całe tygodnie i miesiące musiałem przechodzić i w które czasami tylko zapuszczałem wzrok ukradkowy, kiedy matka otwierała świątynię, aby co z niéj wynieść; tém skorszy byłem do skorzystania z chwili, jaką mi nastręczało niekiedy niedbalstwo klucznic.
Z pomiędzy wszystkich drzwi, jak łatwo zgadnąć, drzwi śpiżarni najwięcéj pociągały ku sobie moje zmysły. Niewiele rozkosznych przyjemności życia dorównało temu uczuciu, kiedy mię czasami zawołała matka, by jéj pomódz co wynieść, a ja wówczas kilka suszonych śliwek zawdzięczałem albo jéj dobroci, albo swojéj przebiegłości. Nagromadzone jedne na drugie skarby pochłaniały moję wyobraźnię swą pełnią, a nawet ten dziwny zapach, jaki wydawały różnorodne korzenie, oddziaływał na mnie tak łechcąco, że ilekroć byłem w pobliżu, nie omieszkałem nigdy poić się przynajmniéj otwartą atmosferą. Otóż klucz osobliwy do drzwi tych pozostał w nich pewnéj niedzieli rano, ponieważ matka oderwana została nagłém dzwonieniem, gdy cały dom w świątecznéj ciszy spoczywał. Zaledwiem to spostrzegł, zaraz-em pocichu popod ścianą przesunął się kilkakroć w tę i owę stronę, w końcu spokojnie i zręcznie przystanąłem, drzwi otworzyłem i uczułem się za jedném posunięciem w pobliżu téj wielkiéj długo pożądanéj szczęśliwości. Objąłem skrzynie, wory, pudła, puszki, szklanki szybkiém niepewném spojrzeniem, co mam wybrać i wziąć; rzuciłem się nareszcie ku ulubionym zwiędłym śliwkom, zaopatrzyłem się w kilka suszonych jabłek i wziąłem z zadowoleniem smażoną skórkę pomarańczową; z tym łupek chciałem się już wymknąć tą samą drogą, kiedy mi wpadły w oko dwie obok stojące skrzynki, a z jednéj z nich wystające poprzez niedomknięte wieko, druty zaopatrzone u góry haczykami. Z sercem, przeczuć pełném, rzuciłem się do nich, i z jakiémże nadziemskiém uczuciem odkryłem, że się tam znajdował spakowany razem mój świat bohaterów i radości! Chciałem najwyżéj leżące podnieść, obejrzéć, niższe zaś wyciągnąć; ale w krótkim czasie pomieszałem lekkie druciki, popadłem wskutek tego w niepokój i trwogę, zwłaszcza, że kucharka w sąsiedniéj kuchni zrobiła jakieś poruszenie, tak, że wszystko, jak-em mógł, ścisnąłem, skrzynkę przymknąłem, tylko pochwyciłem pisaną książeczkę, przedstawiającą komedyę Dawida i Goliata, a leżącą na wierzchu, i z tą zdobyczą zlekka po schodach schroniłem się na strych.
Od téj chwili wszystkie pokryjomu samotnie spędzane godziny, obróciłem na to, żeby sztukę swoję po wielokroć odczytać, wyuczyć się jéj na pamięć i w myśli wystawić sobie, jakby to było wspaniale, gdybym palcami mojemi mógł także i postacie ożywić. Wskutek