Strona:PL Goethe - Cierpienia młodego Wertera.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łowała pytaniami skierować na co innego jego uwagę, ale nie udało jej się to. — Nie, Loto, nie ujrzę cię już nigdy! — zawołał. — Nigdy... nigdy! — Dlaczego? — spytała. — Werterze, możemy, powinniśmy się nawet widywać, tylko bądź pan spokojniejszym! O, czemuż jest pan tak porywczy z natury, tak niepohamowany i namiętny w każdej sprawie? Proszę pana — dodała, biorąc go za rękę — powściągnij się pan i pomyśl, ile rozlicznych uciech daje panu rozum pański, wiedza i talent! Bądź mężczyzną, nie trwaj dalej w smutnej skłonności do osoby, która może jeno boleć nad pańskim losem! — Zgrzytał zębami i spoglądał na nią ponuro. Trzymała go za rękę i mówiła dalej: — Zdobądź się na chwilę spokoju bodaj, Werterze! Czyż nie widzisz, że się łudzisz, z rozmysłem gubisz? Czemuż wybrałeś pan mnie właśnie, która do innego należy, czemu mnie, Werterze? Wydaje mi się, że tylko niemożność posiadania mnie czyni mnie w twych oczach tak pożądaną! — Wysunął rękę z jej dłoni i spojrzał na nią niechętnie. — To bardzo trafna uwaga! — zawołał. — Niezmiernie trafna! Czy może Albert jest jej autorem? To krok niezwykle polityczny! — Każdy może uczynić to spostrzeżenie, — zauważyła i dodała — ale czyż w całym świecie niema dziewczyny, któraby zaspokoiła potrzebę serca pańskiego? Przezwycięż się pan, poszukaj, a przysięgam, że znajdziesz. Zdawna lęk mnie zbiera ze względu na nas i pana, gdy pomyślę, w jakich stosunkach pędzisz życie! Przemóż się! Podróż zrobi panu dobrze, Werterze, orzeźwi pana! Poszukaj kogoś, kto godnym byłby miłości twojej* a potem wróć, byśmy mogli wspólnie zażywać uciech prawdziwej przyjaźni.
— Słowa pani, Loto — odparł z chłodnym uśmiechem — możnaby wydrukować i zalecić wszystkim stróżom dobrych obyczajów! Ale proszę pani, droga Loto, daj mi jeszcze małą chwilkę czasu, a stanie się wszystko, co trzeba! — Proszę pana jeno, Werterze, — powiedziała — nie przychodź przed wigilją! — Chciał coś odpowiedzieć, ale w tejże chwili wszedł do pokoju Albert. Pozdrowili się lodowatem: dobry wieczór i zaczęli obaj chodzić po komna-