Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/589

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kich dziewcząt iść z nami nie chciała! Mizeractwo to było prawdziwe, ledwie mi do pasa dostające. Opór jej tak mnie oburzył, że, obłożywszy ją naprzód porządnie kułakami, chwyciłem ją za ramiona i pchnąłem tak, iż na kilka kroków odleciała. Powtarzałem to kilka razy, tak iż chcąc, nie chcąc, iść z nami musiała. Innym znowu razem w towarzystwie sługi przechodziłem wieczorem, nieco po Ave Maria, koło cmentarza Minorytów, właśnie w dniu, gdy tam pewną białogłowę chowano i nie bałem się niczego. Nie lękajcie się tedy o mnie, bo odwagi mam raczej za wiele, niźli za mało. Co się zaś przyzwoitości tyczy, to dla nieuchybienia jej, włożę na siebie szkarłatną suknię, w której mnie na doktora promowano. Obaczycie, jakie to wrażenie na całem towarzystwie sprawi i przekonacie się, że wkrótce kapitanem jego zostanę. Wszystko innym trybem u was pójdzie po przyjęciu mnie, zwłaszcza, że, jak powiadacie, grabini owa tak się już we mnie rozkochała, iże mnie kawalerem kąpieli mianować pragnie.
— Dobrze zatem — odparł Buffalmacco — baczcie jeno, abyście nam jakiegoś figla nie wypłatali i abyście na czas we właściwem miejscu się stawili. Wiedząc, że wy, panowie doktorzy, ochraniać swoje cenne zdrowie lubicie, przestrzegam, że noc dziś jest chłodna wielce!
— Niechże mnie Bóg zachowa — zawołał na to doktór. — Nie należę bynajmniej do zmarzluchów i nic sobie z największego zimna nie robię. Gdy mi przyjdzie podnieść się w nocy z łoża dla załatwienia przyrodzonej potrzeby, zarzucam tylko futro na kaftan. Bądźcie tedy spokojni o mnie, stawię się bowiem niezawodnie na miejscu i zaczekam.
Gdy wieczór się zbliżył doktór, usprawiedliwiwszy się przed żoną, że tak późno z domu wychodzi, wydobył ukradkiem purpurową szatę, wdział ją na siebie, a potem, przybywszy na wskazane miejsce, wdrapał się na jeden z grobowców, przycisnął się do marmurowej płyty, bowiem chłodno nie na żarty było i jął czekać na przybycie rogatej poczwary. Tymczasem Buffalmacco, tęgi i silny człek, postarał się o jedną z owych larw, jakich niegdyś na zabawach, dziś już wyszłych z obyczajów używano, poczem okrył się cały czarnem futrem, włosem na zewnątrz, tak iż wyglądał jak niedźwiedź. Tylko głowa miała djabelski i rogaty pozór. Tak ustrojony udał się na plac Santa Maria Novella. W niejakiej odległości postępował za nim Bruno, chciał się bowiem przyjrzeć zbliska całej tej historji. Buffalmacco, ujrzawszy mistrza na grobowcu, jął dzikie skoki wyprawiać i ogłuszający hałas na placu czynić. Parskał przytem, wył, sapał i chrapał jak opętany. Doktór, widząc to i słysząc, poczuł, że mu włosy dębem stają na głowie, w istocie bowiem tchórzliwy był i słabszy od pierwszej