Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/584

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

działeś. Poznałem ją niedalej jak w zeszłym roku w Cacaincigli i oddałem jej całe serce moje. Na ciało Chrystusowe! Ofiarowałem jej nawet dziesięć bolońskich groszy, aby mi wstrętów nie czyniła, aliści to żadnego skutku nie odniosło. Powiedz mi tedy, błagam się gorąco, co mam uczynić, aby wejść do waszego grona i spraw, abym się doń dostał. Wierzaj mi, że pozyskacie we mnie dzielnego, wiernego i godnego towarzysza. Zresztą dość spojrzeć na mnie. Jestem wszak człekiem urodziwym, a nie żadnym ułomkiem. Oblicze mam świeże jak róża, a przytem jestem doktorem medycyny, których, jak mi się zdaje, nie wielu między sobą macie. Znam wiele dykteryjek i pięknych piosenek. Jedną nawet zaraz ci zanucę.
Tu począł ryczeć na całe gardło.
Bruna taki śmiech porwał, że hamując go, o mało się nie rozpukł. Przezwyciężył się jednak, a gdy doktór skończył piosenkę i spytał:
— No i cóż, jak ci się zdaje?
— Wierę — odrzekł Bruno — trzebaby było być głuchym jak pień, aby nie ocenić, jak cudownie śpiewacie i wyciągacie.
— Nieprawdaż? — zawołał doktór — pewien jestem, że nie uwierzyłbyś, gdybyś sam nie był słyszał.
— Najprawdziwsza prawda prawdomówności — odparł Bruno.
— Ale to nic jeszcze — rzekł doktór — bowiem i piękniejszych rzeczy jestem świadom. Dajmy temu jednak pokój. Musisz wiedzieć, że rodzic mój był szlachcicem, chocia na wsi mieszkał, po kądzieli zasię pochodzę z rodu panów z Vallechio. Posiadam także, jak się sam o tem przekonać mogłeś, piękniejsze księgi i bogatsze suknie od innych doktorów we Florencji. Klnę się na Boga, że mam szatę, która przed kilku laty w zrachowanej sumie sto lirów mnie kosztowała. Zaklinam cię tedy raz jeszcze, wprowadź mnie do towarzystwa waszego! Jeśli — mi tą przysługę wyświadczysz, nie wezmę od ciebie nigdy trojaka za leczenie, będziesz mógł przeto chorować, ile tylko zechcesz!
Bruno, usłyszawszy te słowa, ugruntował się w mniemaniu swojem, że doktór jest głupi jak baran. Odrzekł mu przeto:
— Mistrzu! Poświećcie mi tutaj i miejcie trochę cierpliwości, póki tym myszom ogonów nie przyprawię. Za chwilę wam odpowiem.
Ogony wkrótce były gotowe. Wówczas Bruno, udając zakłopotanie, rzekł:
— Najdroższy mistrzu! Zaiste, wielkie to są rzeczy, które gotowi jesteście uczynić dla mnie. To jednak, co dla waszego wielkiego umysłu drobiazgiem się być wydawa, jest dla mnie sprawą niezmiernej wagi. Nie znam na całym świecie