bywający często w domu Zeppy, zaprzyjaźnił się tak z jego żoną, że sypiać u niej począł. Działo się to przez długi czas, nie zwracając niczyjej uwagi. Pewnego razu jednak tak się zdarzyło, że Zeppa, podejrzewając, iż małżonkę jego z Spinelloccio zbyt poufałe stosunki łączą, ukrył się za szafą w sieni.
Po chwili zjawił się Spinelloccio, wbiegł żywo na schody, wpadł do sieni, a widząc, że urodziwa białogłowa sama się w domu znajduje, chwycił ją w objęcia i począł ją czule całować, nie bez hojnego odwzajemnienia się z jej strony. Zeppo, patrząc na to ze swojej kryjówki, nie mruknął ani słowa i nie zdradził się najmniejszym ruchem, pragnął bowiem dowiedzieć się, jak się ta igraszka skończy. Po chwili ujrzał żonę swoją w objęciach przyjaciela, a potem usłyszał szczęk klucza. Dłużej słuchać nie miał ochoty. Pierwszą jego myślą było rzucić się na winowajców, zważywszy jednak, że wrzaskiem despektu swego nie zmniejszy, tylko go głośniejszym uczyni, pohamował się i począł rozmyślać, jakby się pomścić bez zwrócenia uwagi obcych ludzi, a ku pełnemu ukontentowaniu swojemu. Zeppo, wszystko dobrze rozważywszy, postanowił nie wychodzić z kryjówki swojej, póki przyjaciel jego w domu gościć będzie. Po jego odejściu gniewny małżonek wszedł do sypialnej komnaty swej żony i zastał ją poprawiającą sobie włosy, które jej Spinelloccio dla figlów rozpuścił.
— Żono — rzekł, stanąwszy na progu — co czynisz?
— Czy nie widzisz, co robię? — odrzekła.
— Oczywista, że widzę — odparł Zeppo — tak jak i wiele innych rzeczy widziałem, których nie pragnąłem wcale oglądać.
To rzekłszy, po krótkiej chwili biedną białogłowę k‘temu przywiódł, iż w największej trwodze przyznała się do wszystkiego (czemu zresztą żadną miarą już zaprzeczyć nie mogła) i łkając, o przebaczenie błagać go poczęła.
Zeppo wysłuchał jej spokojnie, a potem rzekł:
— Postąpiłaś wielce niegodziwie, występna białogłowo. Jeśli jednak chcesz, abym na ten raz ci przebaczył, musisz wypełnić jaknajściślej rozkazy moje, o których w tej chwili usłyszysz. Dasz tedy znać Spinelloccio, aby jutro o trzeciej godzinie uwolnił się od mego towarzystwa i przybył do ciebie. Gdy się już tutaj zjawi, wejdę i ja do domu; wówczas ty, słysząc moje kroki, każesz mu się ukryć w tej wielkiej skrzyni i zamkniesz go w niej. Gdy to uczynisz, powiem ci, jak masz dalej poczynać sobie. Przy tem wszystkiem nie obawiaj się o nic, przyrzekam ci bowiem, że najmniejszej krzywdy mu nie wyrządzę.
Żona szczęśliwa, że mąż poprzestał na tem, obiecała mu ślepe posłuszeństwo i dotrzymała słowa. Nazajutrz o trzeciej godzinie Spinelloccio, znajdu-
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/574
Wygląd
Ta strona została przepisana.