stał, poczekali u bram miasta na matkę Violanty i wraiz z nią do domu powrócili. Od tego dnia nieraz jeszcze, wielką ostrożność zachowując, schodzili się razem ku wielkiej radości swojej. Wreszcie Violanta brzemienną się poczuła, co niemało strapienia im przyczyniło. Violanta nie omieszkała próbować różnych środków, aby pozbyć się płodu przed czasem, jednakoż wszystkie jej starania na nicezm spełzły. Wówczas Piotr, obawiający się o życie swoje, postanowił uciec, o czem Violancie powiedział.
— Jeśli mnie opuścisz — rzekła Violanta — to bądź upewniony, że życie sobie odbiorę.
Piotr, gorąco ją miłujący, odparł:
— Nie mogę tu pozostać, najdroższa moja! Brzemienność twoja wnet jawną się stanie i postępek nasz zdradzi. Tobie przebaczą z łatwością, ja zasię nieszczęsny na twoją i swoją winę będę musiał odpokutować.
— Piotrze — odrzekła na to Violanta — mój grzech istotnie najaw wyjdzie, co się jednak twego tyczy, to bądź upewniony, że nikt o nim wiedzieć nie będzie, jeśli tylko ty sam o nim nie powiesz.
— Jeżeli tak — zawołał Piotr — to zostanę. Pamiętaj jednak, abyś swoją obietnicę zdzierżyła!
Violanta ukrywała długo stan swój, widząc jednakoż, że pozór jej dalszą tajemnicę niemożliwą czyni, wyznała pewnego dnia matce wszystko, rzęsistemi łzami się zalewając i błagając ją o przebaczenie i litość. Matka, w srogi gniew wpadłszy, zganiła ją ostremi słowy i żądała wyznania, kiedy i z kim się to zdarzyło. Dzieweczka, nie chcąc biedy na Piotra sprowadzać, wymyśliła jakąś baśń i za prawdę ją podała matce, która, uwierzywszy wszystkiemu, wysłała córkę dla ukrycia jej błędu do jednej ze swoich posiadłości.
Gdy czas połogu nadszedł i chora, kobiecym obyczajem, w bólach krzyczeć poczęła, zdarzyło się to, czego matka najmniej się spodziewała — że pan Amerigo, który dotychczas w tej wiosce prawie nigdy nie bywał, wracając z polowania, krzykiem tym zadziwiony, podjechał pod dom i wszedł do komnaty, aby spytać się o powód wrzawy. Matka, będąca w tej chwili przy córce, obaczywszy swego męża, podniosła się i z płaczem powtórzyła mu to, co jej Violanta opowiedziała. Aliści pan Amerigo, mniej od żony łatwowierny, odparł, że niemożliwą jest rzeczą, aby dziewczyna nie wiedziała, od kogo jest brzemienną, i zażądał szczerego wyznania prawdy, mówiąc, że jest to jedyny środek do uzyskania jego przebaczenia. W przeciwnym razie zasię niechaj na pewną i okrutną śmierć się gotuje! Napróżno matka Violanty
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/377
Wygląd
Ta strona została przepisana.