— Wydajesz mi się obcym pielgrzymem, dobry człecze! Cóż możesz wiedzieć o mym smutku i pociesze?
— Pani — odparł pielgrzym — przybywam właśnie z Konstantynopola, skąd Bóg umyślnie mnie przysłał, aby łzy wasze w radość zamienić, a małżonka waszego od śmierci wybawić.
— Jak to być może? — zawołała dama. Jeśli z Konstantynopola przybywacie i dopiero przed chwilą weszliście do grodu, skądże wiedzieć możecie, kto jest moim mężem i kim ja jestem?
Wówczas pielgrzym na dowód, że prawdę mówi, opowiedział jej o prześladowaniach, jakie Aldobrandino znosił, nazwał ją po imieniu, wymienił ile lat jest już za mężem i o mnóstwie rzeczy, tyczących się jej spraw, powiedział. Ermellina, niesłychanie z tego wszystkiego zadziwiona, biorąc go za proroka, padła przed nim na kolana i na wszystkie świętości zaklinała go, aby jaknajspieszniej Aldobrandina ratował, bowiem już niewiele czasu na ten ratunek pozostaje.
Pielgrzym, udając natchnionego, rzekł w te słowa:
— Powstańcie, pani, łzy swe pohamujcie i posłuchajcie, co wam oznajmić pragnę. Proszę was jeno, abyście się najmniejszem słówkiem przed kimkolwiek nie zdradzili. Bóg mi objawił, że nieszczęście, was teraz dotykające, jest karą za grzech, któryście kiedyś popełnili. Bóg pragnie, abyście obecnie grzech ten, choćby w części, odpokutowali, nim go w przyszłości całkiem nie zmażecie, inaczej bowiem w jeszcze cięższe popadniecie terminy.
— Ach świątobliwy mężu — zawołała dama — niejeden grzech na mojej duszy ciąży, tak, iż odgadnąć nie mogę, za co Bóg stosownej pokuty odemnie żąda. Jeśli wam jest zatem wiadomy, wymieńcie mi go, a uczynię wszystko, co mogę, aby go zmazać.
— Wierę — odparł pielgrzym — dobrze wiem o nim, a jeśli się pytam, to jeno dlatego, abyście jeszcze większą skruchę uczuli. Ale powróćmy do rzeczy! Powiedzcie mi, czyście mieli kiedykolwiek jakiegoś kochanka?
Dama, usłyszawszy te słowa, westchnęła głęboko i niepomiernie się zadziwiła, nie sądziła bowiem, żeby ktokolwiek na świecie o jej miłości wiedział. Po chwili tak rzekła:
— Zaiste, widzę, że Bóg powierzył wam wszystkie ludzkie tajemnice i że na nic się nie zda cokolwiek przed wami ukrywać. W samej rzeczy, w młodości mojej miłowałam gorąco tego nieszczęśliwego młodzieńca, o zabójstwo którego męża mego oskarżono. Nad śmiercią jego tyle łez wylałam, że nawet dziś jeszcze
Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/226
Wygląd
Ta strona została przepisana.