Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tobliwe gawędy, torowały drogę przeróżnym krotofilom, toteż dzień upłynął nam bardzo mile. Wieczorem zaś, skąpą wieczerzę w Garillano, wynagrodziła nam różnorodna i dowcipna rozmowa. Moja poczynająca się skłonność wzrastała, dzięki uprzejmości tej, która ją wznieciła. Nazajutrz, jak tylko wsiedliśmy do powozu, zapytała mnie owa miła dama, czy zamyślam zatrzymać się jakiś czas w Rzymie. Odpowiedziałem, iż nie znając tam nikogo, obawiałbym się nudów. — Tam lubią bardzo obcych — rzuciła mi na to — jestem pewna, że się pan w Rzymie będzie podobał. — Mogę więc mieć nadzieję, że pani pozwoli ofiarować sobie moje usługi? — Wyświadczasz nam pan zaszczyt — powiedział adwokat. Oczy moje spoczęły na jego zachwycającej żonie, która się zarumieniła, udałem jednak, że tego nie zauważyłem. Wśród ciągłej gawędy upłynął ten dzień podobnie jak i poprzedni. Nocowaliśmy w Terracina, tam znów dostaliśmy pokój o trzech łóżkach, dwóch wąskich, a jednem szerokiem, stojącem na środku. Było to naturalne, że obie panie, obie siostry położyły się w owe szerokie łóżko. My zaś z adwokatem, odwróciliśmy się doń plecami i rozmawialiśmy dalej. Gdy panie już się ułożyły do snu, adwokat poszedł do łóżka, na którym leżała jego szlafmyca, ja zaś do drugiego, oddalonego na szerokość stopy od owego szerokiego łoża. Zauważyłem, że przedmiot mych zachwytów znajduje się po mojej stronie. Pomyślałem więc bez przechwałki, że chyba to nie jest zrządzeniem przypadku. Zgasiłem światło i położyłem się, przerabiając zamiar w myślach, który nie ośmieliłem się ani odrzucać, ani też wykonać. Napróżno zwoływałem sen. Słaby przebłysk światła, padający na uroczą kobietę w łóżku, nie dozwolił mi zmrużyć oczów. Walczyłem z sobą godzinę całą, gdy w tem zobaczyłem mą piękną wysuwającą się cichutko z łóżka i okrążającą je. Potem widziałem, jak położyła się obok swego małżonka, który prawdopodobnie się nie przebudził. Nie słyszałem bowiem ni szmeru. Zdjęty gniewem i wstrętem zwoływałem sen całą mocą i zasnąłem. Zbudziłem się dopiero rano. Piękna leżała znowu w swem łóżku, wstałem, ubrałem się szybko i wyszedłem. Dopiero w chwili wyruszenia w dalszą drogę, gdy wszyscy siedzieli już w powozie, powróciłem do gospody. Urocza pani z milutką minką skarżyła się, że nie piłem kawy, którą przecież chwaliłem. Powiedziałem na to, że miałem ochotę na przechadzkę. Nie spojrzałem nawet na nią i pod pozorem bolu zębów, nie odzywałem się ni słowem.
Kiedy przybyliśmy do Piperno, piękna pani znalazła sposob-