być przedstawieni pani. — Pan wie, że ja nikogo nie przyjmuję — przerwała Henryka takim tonem, że Dubois nie śmiał mówić o tem dalej. Upłynął miesiąc od owego słynnego wieczora u Dubois, przez cały ten czas umysł nasz i nasze zmysły doznawały pełnego zadowolenia, bo nie mieliśmy nigdy chwil pustych, w których owe smutne znaki duchowego ubóstwa, mogły były się rozkrzewić. Jedyna naszą rozrywką poza domem, była przejażdżka powozem za miasto, jeżeli była piękna pogoda. Nie wysiadaliśmy nigdy, ani też nie odwiedzaliśmy miejsc publicznego zebrania, toteż mimo zajęcia jakie wzbudzała moja piękna towarzyszka, nikt nie mógł się do nas zbliżyć. Henryka stała się odważniejszą, kiedy się przekonała, że nikt jej nie poznał ani w teatrze ani na owej kolacji w domu Dubois. Pewnego dnia kiedy pojechaliśmy poza bramę Colorno, spotkaliśmy księcia, który wracał z małżonką swoją do miasta. Za chwilę nadjechał za nimi drugi powóz, w którym siedział Dubois i jeszcze jakiś pan. Nasz powóz krzyżował się właśnie z owym kabrioletem, gdy jeden z naszych koni się potknął. Towarzysz Dubois każe zatrzymać się ich woźnicy i pospieszyć nam z pomocą. Podczas gdy podnoszono konia, mężczyzna ów zbliżył się do naszego powozu i złożył Henryce piękny ukłon. Dubois zaś powiedział jej czemprędzej, że to jest francuski minister p. Dutillot. Ponieważ koń się już dźwignął, podziękowaliśmy za grzeczność i ruszyliśmy swoją drogą. Nazajutrz Dubois był u nas na śniadaniu. Począł natychmiast mówić o tem, jak bardzo zachwycony był p. Dutillot ze spotkania się z nami i że pragnął by nas odwiedzić. — Mnie, czy moją panię — spytałem. — Oboje. — To pięknie. Lecz tylko jedno z nas skorzysta z tych odwiedzin. Bo przecież pan wie, że pani ma swój pokój, a ja swój. — Lecz są bardzo blizko siebie te pokoje. — To słuszne. Jednakże, co się mnie tyczy, to jestem gotów stawić się na rozkazy Jego Ekscelencji, jeżeli ma mi coś rozkazać. Co zaś do mojej pani, tutaj obecnej, to niech pan z nią sam pomówi, gdyż ja, mój kochany Dubois, jestem tylko jej najniższym sługą. Henryka na to rzekła z odcieniem wyszukanej grzeczności: — Proszę pana podziękować Jego Ekscelencji i zapytać go, czy mnie zna? — Jestem pewien, że nie zna pani — odpowiedział garbus. — Widzi pan, nie zna mnie, a chce mnie odwiedzić. Wydałoby mu się dziwnem, gdybym go przyjęła. Nie jestem przecież awanturnicą. Dubois zamilkł i nie pytaliśmy się go później wcale, jak też minister przyjął naszą odmowę. W trzy tygodnie później, gdy dwór bawił
Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/115
Wygląd