Strona:PL George Gordon Byron - Manfred.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co spójnią z płcią nadobną olbrzymów plemiona
Córki ziemian poczęły z niebieskiemi syny!
Córki więcéj urocze niźli Aniołowie!
Za co duchy wypchnięto z niebieskiéj dziedziny!
Słońce! ciebie najpierwsi ludzkości ojcowie
Uznali bóstwem! zanim świata tajemnica
Była odkrytą ludziom, Twórcy arcydzieło!
Tyś pasterzy Chaldejskich weseliło lica
Gdyś na szczycie gór stromych uroczo spoczęło.
Wdzięczność ich, głos wielbiący posłała ku Tobie.
Tyś bóstwem materyi, Tyś obrazem Tego,
Który za cień światłości wiecznéj obrał sobie
Jasność twą!... Tyś przewódzcą kręgu niebieskiego;
Tobie rodzica ziemia swoją trwałość winna,
Człowiek serca wesołość, i barwę swéj twarzy
Cóż zrówna twym obrazom? gdy się wschód twój żarzy,
Gdy jasność ziejesz dniową, kiedy głowę skłonisz!...
Piękne słońce bądź zdrowe! Już nie ujrzę ciebie,
Pierwszy wzrok méj miłości, pierwszy uwielbienia
Był dla ciebie! — Już toniesz na zachodniém niebie;
Raz ostatni bądź zdrowe! Twojego promienia
Nieszczęśliwszemu jak ja nigdyś nie zesłało.
Nikomu światło twoje zgubniejszém nie było!...
Nikt nie znał tyle bolu i szczęścia tak mało.
Zniknęło!... Idźmy za niém!!!...