Strona:PL George Gordon Byron - Manfred.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KSIĄDZ.

Precz? precz zgrajo piekieł obrzydła.
Gdzie modlitwa pokory, nie dla was mięszkanie,
Gdzie duch nadziei Bożéj rozwija swe skrzydła!....
Precz, w imie!....

DUCH.

Starcze! znamy twoje powołanie,
Klątw niewczesnych zaniechaj, to człek potępiony,
Wzywam go ostatecznie musi iść za nami!

MANFRED.

Skłamałeś podle duchu z piekieł wyrzucony:
Śmierci się nie opieram, ale gardzę wami;
Życia ni jedną chwilę nie chciałbym przedłużyć,
Lecz jam z tobą, ni z twemi nie wchodził w układy;
Doszedłem własną pracą, jak macie mi służyć;
Śmiałością, wytrwałością rozbiłem zawady!
Mocą duszy rozdarłem dawnych czasów tajnie!
Gdzie ziemia miała ludzi!... kędy duchy w parze
Wespół z ludźmi chodziły, zawsze jednostajnie
Bez zawiści wznosili tajemnic ołtarze!....
Potężny własną siłą, duchy gardzę wami!!!...

DUCH.

Twoje zbrodnie!....