Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przy bramie hotelowej podała mu rękę, rzuciła krótkie „dobranoc“ i znikła szybko za otwierającemi się drzwiami.
Adam był zdumiony, sądził, że, jak zwykle, zabierze go do siebie, uczuł się dotkniętym, nie raz jeszcze później odprowadzał ją na górę, weszło to już niemal w zwyczaj.
Wracał więc do siebie zgnębiony i smutny.
Chłodny, jesienny wiatr podrywał mu palto i wślizgał się przez rękawy, aż do rozpalonego ciała, począł drżeć, w głowie kołowało mu się, szedł więc, jak pijany.
Raptem zawrócił, zatrzymał się przed hotelem i patrzył długo na ten duży, szary budynek, który pochłonął Lilith.
— Co też mogła teraz robić i czemu dziś tak odpędziła go? — rozmyślał.
Przyszła doń momentalna, szalenie śmiała myśl: podejść do bramy, zadzwonić i pójść do przemożnej Lilith.
— Co też powiedziałaby na to?... czyż nie mógł uczynić tego?... wszak objawiła mu wyraźnie, iż chce, aby był jej kochankiem, a zatem niech się stanie, jako chce ona!
Ścisnął oczy powiekami mocno, bo