Przejdź do zawartości

Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A gdybym ja nie mógł w nocy spać... tam, przez ścianę do pani pokoju... to... co? to co byłoby?... — spytał raptem niezwykle śmiało i pochylił się tuż ku jej twarzy tak, iż czuła rozpalony jego oddech.
— To przyszedłby... pan do mnie... — odpowiedziała prosto zcichłym głosem.
Adam wyciągnął ręce przed siebie i zawołał:
— Na miłość Boską!...
W ciszy nocnej wykrzyk ten rozległ się donośnie, rozniecając wokół namiętny... niepowściągniony żar.
— Zapalilibyśmy świecę i zaczęli rozmawiać — zakończyła Lilith obojętnym głosem, jakby nie widząc podniecenia Adama.
On, może pod wpływem jej imponującego spokoju, z jakim swe projekty wypowiadała, opanował się nieco i po chwili zapytał prawie ironicznie:
— I pani myśli, iż tak naprawdę ów platonizm przyjaźni trwałby między nami wiecznie?
Podniosła ku niemu swe gorące spojrzenie... i zaostrzającym się głosem wyrzekła:
— Jest tak, jak pan chciał...