Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byśmy w tem pustkowiu, gdyby się ściemniło? — powiedział.
— A gdybyśmy coś uczynili... panie Ada?... — wyrzekła raptem wyzywająco, patrząc mu wprost w jasne oczy.
Na białą twarz Adama padł płomień od tych nadmiernie śmiałych słów. Stał niemy, zaskoczony nagle, nie wiedział zupełnie, jak przyjąć, był jak ogłuszony.
Lilith zmrużyła oczy i z tym samym nieodgadnionym swym uśmiechem powiedziała wolniej:
— Gdybyśmy naprzykład... — tu głos jej przybrał brzmienie zwyczajne — poszukali w koniczynie pięciolistka.
— Ach tak — rzekł mimowoli i, odetchnąwszy głęboko, dodał: — możemy to zrobić.
— I... zrobimy — podchwyciła znów znacząco i tajemniczo — ale nie dzisiaj...
Miał ochotę powiedzieć jej, aby przestała zeń drwić, bał się jednak wydać przed nią parafjaninem, starał się więc wpaść w ten sam ton, nie potrafił jednak, ponieważ zasadniczego tonu nie umiał dociec.
Kawałki uprawne skończyły się, nastały znów wyrwy, a między niemi małe strumyki, które trzeba było przeskakiwać,