Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zarzuciła mu więc ręce na szyję (inaczej nie było można), on ujął ją w pół i uniósł.
Na moment zwisła mu w ramionach, czuł ją przy piersiach, które mu roztętniły nieujawnionym ogniem, przyczem w nozdrza wpadł zapach słodki, rozmarzający, jakby lubieżny zapach.
Trwało to jedno mgnienie, zanim bowiem zdążył ją postawić, skoczyła na ziemię.
— Jakże można — zawołał zdyszanym głosem.
— Co takiego?
— Ach, nic, trzeba uważać.
Wkrótce znaleźli się w dolinie, szli już zwyczajnie obok siebie, rozmawiając. Tu spotkali jedną staruszkę, znajomą z widzenia, zatrzymała ich.
— Jacy oboje ładni, pewnie młode małżeństwo? — pytała z dobrym uśmiechem, przyglądając się im z zachwytem.
— Tak — przyświadczyła Lilith — w pierwszym miesiącu.
— Ach, jak mi się bardzo podobacie, wygląd wasz, jak z romansu.
Mówiąc to, dała im śliczną, na dłu-