Strona:PL Garborg Utracony ojciec.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kiedy sam tak leżę, a nikt nie czuwa, a szał czyha, a serce w piersi ze strachu trzepocze, jak ptak w klatce, gdy chce ulecieć, o tak — ulecieć, ale wszystko zamknięte; wtedy w nogach mego łóżka siada jakiś biały człowiek, a strach śmiertelny idzie od białego człowieka.
Wiem, kim on jest, wiem, że to moja nadzieja i pomoc. Ale, kiedy tak blizko do mnie podchodzi, oddech mi zapiera, i drętwieję, i pot zimny oblewa mnie i pokrywa, jak pleśń, skórę.


XV.

W obecnych czasach wielu poszukuje Boga, piszą niektórzy i opowiadają, że znaleźli Go. Czytam to.
Lecz w tej rzeczy jeden drugiemu nic pomóc nie może. I przychodzi im to za łatwo; no — i piszą. — A my tak mało we słowa wierzymy. Mamy też niechęć do wszystkich, co w rogi dmą. Słusznie mówi mój brat: «czyny przemawiać powinny».
Lecz i czynom nie wierzymy. Czyny spełniał mój brat. Ludzie zaś pytają się wciąż, co pod tym jest ukryte, co on chce tymi czynami pozyskać. Życie musi ten oddać, komu my wierzyć mamy; i wtedy nawet nie uwierzylibyśmy, zarazby pojawiła się myśl, że wieść o poświęceniu się jego dojść może do gazet.