Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krokiem posuwałem się naprzód poprzez głębokie, sfalowane wody. Szło mi coraz ciężej, coraz trudniej — dęło coraz mocniej. Jak drapieżne ptaki, rzuciły się na mnie wichry, zrywając mi kapelusz, kołysząc tratwą, czerniejąc, niby ponure cienie ponad szumiącą i burzącą się rzeką. Spostrzegszy, że suną już i wszerz rzeki, wyciągnąłem tratwę na ląd i puściłem się pieszo.
Na północy tymczasem zagęściło się zupełnie — pociemniało jeszcze bardziej, fale podniosły się wyżej... należało spodziewać się deszczu. Nie będzie więc celu puszczać się na hale dziś wieczorem, tym bardziej, że nie znam drogi, a trzeba będzie przechodzić wpław rzekę.
W tym zamajaczyła mi już chałupa, która ma stać na skraju drogi, wiodącej na hale. Postanowiłem w niej przenocować. Przewodnik mój drukowany dobrze się wyrażał o tutejszych prowiantach i łóżkach — tylko pchły! Eh, pchły nie odstraszą przecież żadnego Norwega. Pchły to niewinne stworzonka, w gruncie rzeczy szlachetnego rodu — włoskiego pochodzenia... sama nazwa