Owoż od północnej strony Polska jest częścią Słowiańszczyzny, mającą od wschodu Ruś, na południe Węgry, na południo-zachód Morawię i Czechy, ściśle na zachód Danię i Saksonię, sobie ościenne. Ku morzu zaś Północnemu lub amfitryonowemu (w pas otaczającemu)[1][2], ma trzy styczne granicami, najdziksze rody barbarzyńców, ziemię Lutyków (Seleucia), Pomorze i Prussy, z którymi panujący polski ściera się bojem ustawicznie, usiłując je do wiary świętej nawrócić; lecz ani mieczem przepowiadania, serce ich z drogi przesądu odwieść się nie daje, ani mieczem ujarzmienia jaszczurcze ich plemię z gruntu wykorzenić. Jakoż zwierzchnicy ich często zwyciężeni będąc w otwartym boju przez książęcia Polaków, do chrztu się uciekali; i znowuż zebrawszy się na siły, po wyparciu się wiary Chrystusa, do nowej wojny się mieli z chrześcianami. Są także w głąb’ za nimi, pomiędzy zatokami amfitryonu, inne ludów barbarzyńskich rody i wyspy bezludne, na których śnieg i lód są ciągle. Słowiańska ziemia przeto na północ, składająca się z tych swoich krain, cząstkowo podzielnych lub postanowionych, od Sarmatyczan, inaczej też Getami zwanych, odgranicza się, dotykając Danii i Saksonii, od Tracyi zaś przez Węgry, od Hunów niegdyś zajęte, którém to imieniem nazywają się też Węgrowie. Schodząc przez Karyntyę dotyka Bawaryi; na południe znów, wedle morza Śródziemnego, od Epiru obrzeżając przez Dalmacyę, Kroacyę i Istryę, kończynami morza Adryatyckiego odgraniczona, kędy stoi Wenecya i Akwileja, o Włochy potrąca. Kraina owa, chociaż lesista wielce, obfituje atoli w złoto i srebro, chleb i mięso, rybę i miód dostatecznie, a w tém przodkuje najbardziej przed innemi, że jakkolwiek opasana jest od tylu wyżej nazwanych rodów, bądź chrześcijańskich, bądź bałwochwalczych, a przez wszystkie pospołu lub pojedyńczo
- ↑ Dla łatwiejszego wynalezienia objaśnień naszych, gromadzimy je na końcu, z podziałem na księgi, gdzie i odsyłacz 1) się znajdzie pod 1-szą księgą.
- ↑ 1) Ku morzu północnemu lub amfitryonoweinu (ad mare septemtrionale vel amfitrionale).
Od zagajenia kroniki przez autora, łatwo to postrzegamy, iż nie zamierza on prowadzać nas po manowcach dziejów odpotopowych — w czém jeśli wychodzi z normy, w jakiej następcy jego przedewszystkiém sobie podobają, nikt już dzisiaj nie poczyta mu tego, na karb niedostatecznego obeznania się z przedmiotem. Nadmieńmy słów parę o tej jego jeografii, nie na wiatr bez wątpienia kreślonej: choć rzeczywiście nie piérwsi tej materyi dotkniemy, a z drugiej strony, nie chcemy sobie obiecywać z zarozumieniem, aby słowo nasze w tym względzie było ostatniém.
Na wiele rozgałęzień wystosowywano u nas kwestye co do Galla: to jakimś sposobem doszły doń w treści, pełne znaczenia dla tradycyi, zabytki pieśni polańskich? to czy je wysłuchał pomiędzy ludem? czy po wiadomém veto zagłady, z tytułu również różnoramiennie tępionego pogaństwa, wyczytał u innych? i t. p: ile zaś sobie przypominamy, nikt, stosowniejszego może do osobowości autora, pytania nie stawi: skąd się wziął u niego ten drobny ułamek jeograficzny, dający przecież wiele do myślenia, nie poprawiany nawet co do szczegółów swych, tak spornie? Jeżeli przecież i tej wiedzy nie nabył z książek, i sam z siebie był w stanie, tak się treściwie wyrazić, o swej, jak mówią, przybranej ojczyźnie: toż to przewodnik i badacz wcale nie próżny, i nie bezwarunkowo można się odwoływać do zdania, mocującej się na siłach, najnowszego okresu krytyki, iż tylko pozostać dla nas powinien, w rzędzie historyków, mglistą jakąś kolumną, gasnącą za piérwszym słońca połyskiem. Ani go przecież za przesądzającą na równi z Dytmarem powagę, w wątpliwościach zaszłych, nie weźmiemy, ani przeciwnie nie zepchniemy, do stopnia upośledzenia, na jakiby się zanosiło w obec pomienionej krytyki. Jest dlań środkujące między dwiema przesadami miejsce,na którém nie przestanie być przez nas poszukiwanym, a nawet bardzo pożytecznym przewodnikiem.
Do powyższych uwag powód nam daje, zaznaczony w tekście jego wyraz „morze północne albo amfitryonowe“, inaczej tak zwane przez analogię morze Baltyckie“. W pamięci mamy określenie tego wyrazu, u autora Polski średnich wieków (T. 2. str. 348): „W ogólności wody, morza, po łacinie zwane amphitrite, w średnich wiekach odnoszono tę nazwę do wód północnych“. Możebyśmy już nawet takiej zamiany wyrazu, nie napotkali u żadnego z późniejszych naszych kronikarzy. A powiédzmy nawiasem, zawsze mając na uwadze jego rodowitość, iż z tego powodu, mógłby nazwanym być przez kogoś, Grekiem lub Rzymianinem.
Bielowski, pod tekstem Galla, zamieszczonym w swoich Pomnikach, chciałby zaprotestować, z mianym w ręku jeografem Edrisim, przeciw jego wyrażeniu się w tymże ustępie, o „ustronności Polaki od traktów bitych, dla kupców i pielgrzymów“. Ale i na to spotyka się odpowiedź uboczna, w pomienioném dziele pomnikowém Lelewela, (tamże str. 351): „Ustronne Polski od pielgrzymstwa do Jeruzalem i innych miejsc świętych położenie, sprawiło, że Polska cudzoziemcom nie była znana, tylko niewielu przechodniom, przez nią przejazdem, kupcom udającym się na Ruś. To mówi r. 1110, na miejscu w Polsce przebywający jakiś Gallus, a powieść jego, zdają się zatwierdzać blizkich czasów podróżnicy mojżeszowego wyznania, Beniamin z Tudeli i Petachia z Ratyzbony r. 1173“.
Tyle na teraz, ze względu odsyłacza o morzu północném. Wzmiankujemy jeszcze o znaczeniu u Galla „północy“, z powodu epitetu, jaki tak często w dalszym ciągu lubi nadawać Bolesławowi Krzywoustemu: „dux septemtrionalis“, (dowód znowuż u niektórych, Galla rodowitości zza Renu, dla którego na pierwotnym stanowisku zwało się „północném“, co zwało się „wschodniém“ dla innych).