Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

napełniało go obawą, że Helena nie przybędzie. — A gdyby istotnie nie przybyła? Kiedy ją znowu zobaczy? — Przeszła Donna Bianca Dolcebuono i, nie wiedząc, czemu, przyłączył się do niej, prawiąc wiele słów dwornych. Uczuł prawie trochę ulgi w jej towarzystwie. Byłby chciał mówić o Helenie, wypytać ją, upewnić się. Lecz orkiestra zapowiedziała łagodną mazurkę, i florencka hrabina poszła w tan ze swym tancerzem.
Wówczas Andrzej zwrócił się do gromadki młodych panów, którzy stali blizko pewnych drzwi. Był tam Ludwik Barbarisi, był książę di Beffi z Filipem del Galio, z Gino Bomminaco. Przepatrywali tańczących i naigrawali się nieco grubiańsko. Barbarisi opowiadał, że tańcząc walca widział obie piersi hrabiny di Lucoli. Bomminaco zapytał:
— Jak?
— Spróbuj. Wystarczy zapuścić oczy w jej gors. Zapewniam cię: trud się opłaci.
— Czyście zauważyli pachwiny Madame Chrysolorus? Patrzcie!
Książę Beffi pokazywał tancerkę, która miała nad czołem białem jak marmur z Luny łunę rudych włosów, na podobieństwo jakiejś kapłanki Alma Tademy. Jej stanik trzymał się barków na zwykłej wstążce, a w pachwinach widać było dwa bujne pąki rudych włosów.
Bomminaco zaczął rozprawiać o szczególnej woni kobiet rudych.
— Ty znasz dobrze ten zapach — zauważył złośliwie Barbarisi.
— Czemu?
— Micigliano...
Młodzieńcowi najwidoczniej, pochlebiło wymienienie