Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wachlarzem. Lecz dowcip podobał się. Zaczęły się zakłady. Wobec śmiechów i słów dolatujących z tej gromady, zwolna inne panie i panowie zbliżyli się, by wziąć udział w wesołości.
Wiadomość o walce rozeszła się szybko; przybrała rozmiary towarzyskiego zdarzenia; zajęła wszystkie pięknoduchy.
— Proszę mi podać ramię, przejdziemy się — rzekła donna Helena Muti do Andrzeja.
Kiedy byli zdała od gromady, w przyległym salonie, Andrzej szepnął, przyciskając jej ramię:
— Dzięki!
Ona wspierała się na nim, przystając od czasu do czasu dla oddawania pozdrowień. Wydawała się trochę zmęczona i była bladą, jak perły jej naszyjnika. Każdy z młodych eleganckich panów czuł się w obowiązku rzucić jej jakiś powszedni komplement.
— Ta głupota dusi mnie — rzekła.
Odwróciwszy się, zobaczyła Sakumi’ego, który szedł za nią z kamelią, w butonierce, milczący, z oczyma zwilżonymi, nieśmiejący zbliżyć się. Przesłała mu uśmiech współczucia.
— Biedny Sakumi.
— Czy pani go widziała tylko teraz? — zapytał Andrzej.
— Tak.
— Kiedyśmy siedzieli obok fortepianu, z niszy okna patrzył ustawicznie na ręce pani, bawiące się bronią z jego kraju, przeznaczoną do rozcinania stronic książki zachodniej.
— Przed chwilą?
— Tak, przed chwilą. Może myślał: Słodkie byłoby „harakiri“ tą małą szablą, ozdobioną chryzamentami,