Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

End’u, Halfousn Street; eleganckie domy Anny Rosemberg, Jefferies; tajemne, szczelnie zamknięte pokoiki, wypoduszkowane od podłogi do sufitu, gdzie tracą się przeraźliwe krzyki, które tortura wydziera z ofiar...
— Mumps! Murnps! Jesteś sam?
Był to głos Heleny. Pukała lekko do drzwi.
— Mumps!
Andrzej zadrżał: wszystka krew zasłoniła mu oczy, zapaliła mu czoło, napełniła mu uszy hukiem, jakgdyby zaczął go zdejmować nagły zawrót. Rozbudził się w nim poryw brutalności; przez jego umysł przełeciała światłem błyskawicy wstrętna wizya; przez mózg jego przeszła jakaś mroczna, kryminalna myśl; przez chwilkę burzył się w nim nieokreślny, krwiożerczy szał. Pośród zaburzenia, które w nim sprawiły owe książki, owe rysunki, słowa owego człowieka, podniósł się z ciemnych głębi bytu ten sam instynktowny pęd, którego już raz był doznał, na polu wyścigowem, po zwycięstwie nad Rutolem, pośród ostrych wyziewów dymiącego konia. Fantazmat zbrodni miłosnej pokusił go i zniknął, nagle lotem błyskawicy: zabić tego człowieka, wziąć tę kobietę gwałtem, tak zaspokoić straszliwą cielesną żądzę, potem zabić siebie.
— Nie jestem sam — rzekł mąż, nie, otwierając drzwi. — Za kilka minut będę mógł przyprowadzić ci do salonu hrabiego Sperelli, który jest tu ze mną.
Włożył do szafy traktat Daniela Machisiusa; zamknął tekę z rysunkami Francis’a Redgrave i zaniósł ją do sąsiedniego pokoju.
Andrzej byłby dał wszystko, żeby uniknąć męczarni, która go czekała i równocześnie czuł, że go ta męczarnia pociąga. Jego wzrok podniósł się jeszcze raz na czerwoną ścianę, ku ciemnemu obrazowi, na którym