Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W otwartej szafie widać było rzędy zmysłowych książek, drastyczne oprawy, z wyciśniętymi symbolami fallicznymi. Na ścianie wisiał portret Lady Heathfield obok kopii Nelly O’Brien Joshua Reynolds’a. Obie istoty patrzyły z płótna z tem samem przenikającem natężeniem, z tym samym ogniem namiętności, z tym samym płomieniem zmysłowej żądzy, z tą samą cudowną wymową; obie miały usta dwuznaczne, zagadkowe, sybillińskie, usta nieznużonych i niezbłaganych pijaczek dusz; i obie miały czoła marmurowe, nieskalane, świecące wieczną czystością.
— Biedny Redgrave! — rzekł Lord Heathfield, wracając z teką rysunków w ręku. — Był bez wątpienia gieniuszem. Żadna wyobraźnia erotyczna nie przewyższa jego wyobraźni. Proszę patrzeć!... Proszę patrzeć!... Co za styl! Myślę, że żaden artysta nie dochodzi w studyum ludzkiej fizyonomii do takiej głębi bystrości, do jakiej doszedł ten Redgrave w studyum phallus’a.
Odszedł na chwilę, by zamknąć drzwi. Potem wrócił do stołu, przy oknie; i zaczął kartkować zbiór, przed oczyma Sperellego, mówiąc bez ustanku, pokazując małpim, zaostrzonym jak broń paznogciem, szczegóły każdego obrazu.
Mówił swoim ojczystym językiem, nadając każdemu początkowi zwrotu ton pytajny, a każdemu końcowi spadek równy, monotonny. Niektóre słowa raziły uszy Sperellego, jak zgrzyt stalowego ostrza na płycie kryształu.
I rysunki zmarłego Francis’a Redgrave przechodziły.
Były straszne; zdawały się snem grabarza prześladowanego satyryazą; rozwijały się jak okropny taniec szkieletów i pryjapów; przedstawiały sto epizodów jedynego dramatu.