Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

BARTNICKI. Więc o co ci chodzi?
MARJA. O nic!...
BARTNICKI. A twój ślub? kiedyż nareszcie zdecydujesz się na to małżeństwo. Czasby już największy... przedstaw że mi twego nanarzeczonego.
MARJA (po chwili wahania). Być może, że to nastąpi niezadługo.
BARTNICKI. Niezadługo... niezadługo... Takie długie a sekretne przed rodziną narzeczeństwo, to sensu nie ma. Sama Żabcia mówiła, że to nieprzyzwoicie.
MARJA. A... skoro Żabcia tak mówiła...
BARTNICKI. Ona się zna na tem i wie co wypada a co nie wypada. Przyznam ci się, że ani ona, ani ja nie mamy ochoty, aby źle o nas mówiono...
MARJA. Jakto źle z mego powodu?
BARTNICKI. Z twego. Przyśpiesz twój ślub i niech się to raz skończy...

(Marja milczy chwilę, wreszcie wybucha płaczem).

BARTNICKI (chwytając ją ztyłu za ramiona). Maniu!... Maryś!... co tobie?... czy ten twój narzeczony skręcił kominka? powiedz a jak Boga kocham wyzwę i rozpłatam na ćwierci...
MARJA (hamując się). Nic mi nie jest... to chwilowe dziecinne wzruszenie... Już przeszło. Chodźmy do rejenta.
BARTNICKI. Chodźmy. Tylko się z Żabcią pożegnamy. Pieniędzy twoich lokować