Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zupełnie tak samo mówi jak ona... albo jak ona się odezwie... to jakbym jego słyszała...
MANIEWICZOWA. Jakże więc taki sensat mógł się zakochać w takiej jak ty kobiecie...
ŻABUSIA. Właśnie... tu cała sztuka. Jak go zobaczyłam po raz pierwszy w Botanicznym ogrodzie na ławce, zamyślonego, z papierosem przylepionym do ust, mówię sobie phi! projekt na samobójcę...
MANIEWICZOWA (ciągnąc). A że masz dobre serce...
ŻABUSIA. A że mam dobre serce...
MANIEWICZOWA. Dotąd kręciłaś się koło niego z Nabuchodonozorem, aż wydarłaś tę ofiarę szponom śmierci...
ŻABUSIA (śmiejąc się). A tak!...
MANIEWICZOWA. Po co ty go tu sprowadzasz?
ŻABUSIA. Chciałam, żeby zobaczył jak mieszkam!
MANIEWICZOWA. Szczególniejsze zachcenie... Ale teraz, uciekam!... bądź zdrowa! gdzież mam klucz od furtki... A za paskiem...
ŻABUSIA. A ja idę się przebrać.
MANIEWICZOWA. Po co? wszakże zostajesz w domu?
ŻABUSIA. Nie mogę przyjąć Juljana w szlafroku.
MANIEWICZOWA. Dlaczego?