Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA PIĄTA.
JADWIGA, później KORSKI.
Jadwiga stoi przy oknie, potem pociera ręką po czole. — Jest widocznie czemś silniej zaniepokojona. Przeczucie jakiejś katastrofy odbija się wyraźnie na jej twarzy. Wchodzi na chwilę do sypialni — widać przez otwarte drzwi jak snuje się bez celu dokoła — w tej chwili drzwi od kuchni się otwierają i wchodzi przez nie Korski. — Służąca zagląda za nim przeze drzwi.
ஐ ஐ

SŁUŻĄCA. Pani musi być albo w salonie, albo w sypialnym pokoju.

(Cofa się). W tej chwili Jadwiga staje na progu sypialni)

JADWIGA. Pan tu?
KORSKI. Tak. Czy pani sądziła, że pozwolę, aby noc przeszła po tem, co się stało?
JADWIGA (z wyczerpaniem, postępując lampie). Przeszłam w tych kilku godzinach tyle — przeżyłam tyle nadziei, zawodów — tak mną sponiewierano moralnie, fizycznie — tak mnie poszarpano w strzępy, że proszę — pozwólcie mi skleić z tych ruin imitację duszy, mogącej się jeszcze obracać między wami. — Na to potrzebuję spokoju!
KORSKI. Zechciej mnie pani zrozumieć. Ja nie przychodzę jak banalny donżuan, który znieważył kobietę, prosić ją o przebaczenie. Ja tylko obecny chcę po części usprawiedliwić tamtego siebie. Cóż ja winien, że we mnie jest tylu ludzi, a każden z nich ma inną egzystencję i do tej egzystencji chce nagiąć fakta i zdarzenia innych istot.