Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

SŁUŻĄCA. Niech pani wypije choć ćwierć szklanki. Pani taka blada! (po chwili). Nasz pan już poszedł do biura... (po chwili). Ja do miasta wzięłam swoje, bo nie chciałam panią budzić.
JADWIGA (cicho). Dziękuję ci! —

(siedzi, nie pije herbaty).

SŁUŻĄCA. Pani się tak zmartwiła bez Szydełkiewicza! Pewnie to już źle dla pańskiej kamienicy jak on się tam na belce powiesił, (po chwili). Pan powinien ten dom zaraz sprzedać!

(dzwonek).

JADWIGA (zrywa się). To — ojciec... idź otwórz! —

(sługa idzie — otwiera drzwi wejściowe, wchodzi Antoniewicz — wysoki — siwy — wspaniały mężczyzna. — Widać w nim rasę, wyraz twarzy melancholijny chwilami, chwilami stanowczy — w ogóle natura zamknięta, nieprzystępna. Twarz poorana zmarszczkami, wąsy długie siwe).


SCENA DRUGA.
ANTONIEWSKI — JADWIGA — SŁUGA.
ஐ ஐ

JADWIGA (z wylaniem serdecznem). Ojciec!...
ANTONIEWSKI. Cóż to? jesteś chora? — Cóż tu tak ciemno? Oczy cię bolą?

(Jadwiga pod wpływem głosu i widoku ojca, który z roztargnieniem podał jej rękę do pocałowania, — zaczyna tracić pierwotny szczery zapał).