HORN. A... żeby przyjąć napowrót? Nu, ładno — uwidim, jakie będzie zdanie dyrektora szkoły.
3. KOBIETA. Dyrektor się godzi. — Powiedział, że to od pana generała...
HORN. Dobrze! dobrze! (podsuwa się naprzód sceny ku Wielhorskiej, inne kobiety powoli wychodzą — do Wielhorskiej). A wy madame?
WIELHORSKA. Panie generale... ja w sprawie mojego syna i córki... Ja byłam tu już w przeszłym roku... Pan generał mnie nie poznał?... Wielhorska.
HORN (z pasją). Ach! eto wy mat etawo — ostanties! (do żandarma). Idź skażi baryszni, sztoby nie pięła... i zakrój dwieri.
HORN (chodzi po pokoju chwilę — wreszcie Wybucha). Jak on śmiał! Jak on śmiał! (milczenie). Pani wiesz, co pani syn zrobił?
WIELHORSKA. Nie, panie generale.
HORN. Pani syn zrobił podłość — podłość! Czy pani to słyszy?
WIELHORSKA (po chwili wahania). Mój syn mógł zbłądzić — ale nie popełnił podłości.
HORN (wściekły). Jak pani śmie zaprze-