Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA DZIESIĄTA.
Ciż sami — Strełkof i Botkin.
ஐ ஐ

KORNIŁOF (idzie, otwiera drzwi — i udając wesołość, mówi na progu). Chodźcie tu gałubczyki — wot wszyscy poszli — będziemy tu kutit! A ładnie śpiewacie (śpiewa razem z nimi i wyprowadza ich śpiewających do pokoju),
KOMENDANT (mówi wolno i stanowczo). Ałeksiej Harytonowicz! My wszystko uznali — my mamy dowody twej podłoty... ty pułk zbezcześcił — ty mundur splamił.
STREŁKOF (blednieje z przerażenia). Czto? czto?
KOMENDANT. Ot twoje własne pismo!,.. Ty możesz jeszcze pułk od sromoty ocalić, aby nad tobą sądu nie było... Na to trzeba... żebyś ty sam się zabił... wot tobie rewolwer... my wyjdziemy do drugiej komnaty... ty zostaniesz się jeden... postaraj się, abyś miał odwagę... (daje Strełkowowi rewolwer i ocierając oczy, stoi przez chwilę nieruchomy — potem zwraca się ku oknu). Tam ikona — pomódl się — niech Bóg ci duszę twoją rozgrzeszy — bo ludzie nie mogą.

(Wychodzi — za nim powoli Horn, Korniłof i Botkin).

STREŁKOF (sam — ogląda rewolwer — patrzy dokoła błędnemi oczami — potem siada na krześle i powtarza kilkakrotnie). Wot!... wot!... dażdałsia!... (nuci). No śmiert bliska, bliska