Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

steśmy z innego świata. — Ja niby z takiego, co chce żyć, a on z takiego, co to tylko myśli! — On czasem mówi coś o tej... kulturze!... Każden ma kulturę... nawet kartofle i gruszki. Daj mi koniaku!

FEDYCKI.

Masz.

ŻONA.

Ja i ty... to jak dwie rękawiczki. Jedna myśl, jedno usposobienie,.. Mój Fed.., Mój Fed... moje życie... moje złotości..,

FEDYCKI.

Zdejm futro...

ŻONA.

Nie... nie... muszę iść... no...

FEDYCKI
(siada zadąsany na szeslągu).

E!

ŻONA.

Nie gniewałam się, nie gniewałam się... Taka jestem zmęczona. Całe rano łaziłam po Radzie szkolnej.

FEDYCKI.

Ty?

ŻONA.

Ja. Chcą go przenieść do innego gimnazjum. Więc trzeba zapobiedz. On przecież sam się nie ruszy. Ja muszę. Czekaj... coś ci ciekawego pokażę. Uśmiejesz się. Patrz...

(wyjmuje z torebeczki karteczkę papieru).