Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ŻONA
(rada, przy stole, pławiąc się w jego słowach).

Najmądrzejsza...

FEDYCKI.

Najmądrzejsza...

ŻONA.

To mi wynagrodzi to głupia, co ciągle od niego słyszę. O! psuje on mnie podchlebstwami... żebyś ty słyszał, toby ci krew zawrzała... Nie, bo gdyby czy sam co napisał mądrego, ale czyta to, co inni napiszą i wtem cały rozum... To inni mają rozum, a nie on...

(zegar bije jedenastą).
FEDYCKI
(zrywa się).

Już jedenasta. Pójdę...

ŻONA.

A!... a no pewnie, idź!...

FEDYCKI.

Powiedz mu, że żałuję, że go nie zastałem...

ŻONA.

E... co mu będę takie rzeczy gadać.

FEDYCKI.

Nie — jak Boga kocham, prawda. Ja go bardzo lubię.

ŻONA.

Wiem, wiem.