Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
TADRACHOWA.

W Imię Ojca i Syna... Chyba Wielmożny młody gospodarz jest pomylony, albo bardzo na honorze delikatny.

JULJASIEWICZOWA.

Jak wy to rozumiecie?

TADRACHOWA.

Ano... proszę Wielmożnych pań, to ja ślepa nie jestem. Ja przecie widziałam, co i jak jest. Dość było popatrzeć jak to Hanka przymizerniała. A beczy po kątach, a do mnie wpadała... Ja jej zawsze mówiłam. Nie becz, pan jest godny, z rodziców świętych, pan cię zabezpieczy. Ale żeby się aż żenił...

DULSKA.

A cóż wy myślicie, że ja na to małżeństwo pozwolę?

TADRACHOWA.

A broń Boże? Bez błogosławieństwa mamusi my ta do ołtarza nie pójdziemy. Ale chyba Wielmożna pani gospodyni nie będzie dęba stawać, żeby się uczciwa rzecz stała... Skoro młody pan to chce, to już od Boga natchniony, aby sierocie krzywdy nie robił. Całe jej wiano była ta uczciwość, a dziś nikt jej nie weźmie, bo bogactwem swego pohańbienia nie przykryje a jeno jeszcze pieniądzami ludziom oczy mydlić można.