Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
PAKE.

A, pan Szwarcenkopf? a!... tak... tak ślicznie sobie przyłegł na łóżku. No, niech mu będzie na zdrowie a ja sobie tu przysiądę, aby moje biedne nogi wypoczęły. Sza, bube... nie róbcie tyle hałasu. Widzicie przecie, że i babcia śpi i pan Szwarcenkopf sobie zasnął.

SZWARCENKOPF
(budząc się).

Kto tu, czy to ty, Małkie?

PAKE.

Nie, to nie wasze córeczkie, panie Szwarcenkopf, ale ja — Pake Rozental, przyszłam się dowiedzieć o waszem godnem zdrowiu i pogadać o naszym interesie.

SZWRCENKOPF
(wstając z łóżka).

I cóż tam nowego, pani Pake?

PAKE.

Wszystko jest pięknie i dobrze ułożone. Młody Jojne Firułkes godny jest kupiec, choć dopiero ma siedemnaście lat. Sklepiku połowa należy do niego na Marszałkowskiej, naprzeciw samej kolei a wiadomo, że co handel na Marszałkowskiej, to nie na naszej ulicy. Tam i klijenty hrabskie i fain zarobki, bo ludzi& palą, piszą. Chodzi tylko rodzicom Jojny, żeby młodzieniec miał żonę, coby i dla sklepu i dla męża była przychylna i potrzebna.