Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
MAŁKA.

Nie Róziu! nikt o niej wiedzieć nie może nie będzie — Bóg jeden może.

RÓZIA.

Ty cierpisz, moja biedna Małko. Spójrz pan, panie Maurycy, jak ona wygląda. Zbladła, zmizerniała...

MAŁKA.

Fizycznie czuję się zupełnie zdrowa. Chwilowe przygnębienie przy pracy przeminie.

(Głos Jojny z za sceny Małke a kim na minutkes!)
MAŁKA.

Przepraszam was, zaraz wrócę, mąż mnie do sklepu woła

(wychodzi do sklepu).
MAURYCY
(chwytając za rękę Rózię).

O panno Róziu, jacy my będziemy szczęśliwi!

RÓZIA.

Będziemy szczęśliwi, ale w tej chwili nie bądźmy egoistami. Myślmy o tej biednej Małce, której zawdzięczamy całe nasze szczęście. Widziałeś pan, jak ona jest zmieniona. Spójrz pan dokoła. Czy podobna nędza jest możliwem otoczeniem dla niej? dla Małki, która była dzieckiem pieszczonem na naszej pensji. A męża jej pan widział? Ja nie mogłam z nim nawet dwóch słów zamienić. A ona, czy pan uwierzysz, ona z nim mówi łagodnie, jak z dzieckiem, czyta mu wieczo-