Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
JANEK
(całując Martę w rękę).

Och! jaśnie panienko! jakże ja rad jestem, że panienka już chodzi i na twarzy dobrze wygląda!

MARTA.

Mój poczciwy Janku! dużo wam wszystkim przysparzam kłopotu swoim brakiem zdrowia.

JANEK.

Ach, panienko! królewno!... to nasz psi obowiązek służyć i jaśnie państwu dogadzać; ale mnie, przez wzgląd na samą panienkę, żal zawsze za serce chwyci, jak panienka w chorobie legnie. Jan panienkę widział, o takuteńkę! (gest) i niech się panienka nie gniewa... ale ja... ja... panienkę kocham, jakby moją donię, która mi dawno już zmarła. Niech się panienka na mnie starego nie gniewa... proszę pokornie.

MARTA.

Mój Janku, toż nie gniewać się, ale dziękować ci chyba za dobre słowa twoje.

JANEK.

Och, złota panienko! ja wiem, co się komu należy po sprawiedliwości. Ja chłop a panienka moja pani!... Ale to już jaśnie panienki wina — tak nas ośmieliła, że my zawsze z prośbą do panienki jak w dym.

MAD. LATOUR.

Oho! znów coś przeskrobali. No, o cóż to chodzi?