Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
JANKIEL.

Mówi o żonie. Nu, czemu to u nas żydów żony w domu siedzą a po świecie nie latają? Jak którą opęta, to pewnie przez goima — a tak, to niczem jej z domu nie wywleczesz. Czemu żona jemu uciekła a moja Trajne spokojnie w alkierzu siedzi?... Nu, nu, to jest wielkie pytanie! a grojse Frage!

JULEK.

Widzisz, Lawdański, jak się ten miesiąc kraje na niebie?... Będzie widna noc i wisielak znów wyjdzie z mogiły. Wyjdzie, ta stanie i w koło spojrzy, ta na mnie hukać zacznie.

JANKIEL.

Ty go widział?

JULEK.

Nie raz, nie dwa. Blady był, ot tak jak ty.. O! taką głowę miał... Czego ty, Lawdański tak się zmienił?... Ty jakoś inny był.

JANKIEL.

Ja nie Lawdański; ja Jankiel, ten, co pod lasem karczmę ma.

JULEK.

Ostaw mnie! Chcę spać! Głowa taka duża, prost jak beczka a z niej tylko ogień bucha... O! słup idzie w górę... iskra się rozpada, rozpada... leci na sadyby... Patrz! patrz! ona miała taki wzrok... skry tylko padały..