Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
JULEK.

O, nie, Ułasie; to nie. Ja wiem, bom słyszał, jak go do czorta z gniewem odsyłała. I ty mówisz, Ułas, żeś ty ból miał, ale tyby ból jeszcze większy czuł, jakby ty widział, że się twoja mołodyca od ciebie odwraca i za czemś niebywałem, niewidzianem dla ciebie, goni. Ot, ja się do dziecka obrócił, bo mnie prosto tak nieraz, jakby kto w głowie rozpalił żar... Ja dziecko kołyszę, hołubię, bo Małaszka o niem nie myśli a to sierota, żyje tak bez matki, jak ja... bez żony! bez żony!

(Wybucha płaczem).
UŁAS.

Ty bo, Julek, nie umiesz z nią. Jaby drąga dobrego wziął, ta do chaty zagnał — do dziecka, do roboty, ot prost jak najmitkę i byłoby tobie i jej w ład.

JULEK.

Nie, Ułas, tak nie. Z Małaszką, nie tak, jak z Paraską, albo z Modanką. Ona inna, jak te wszystkie dziewki z sioła. U niej mądrość i zachowanie jest, choć nie uczona. Ją bić strach, boby się na człowieka jak upyr rzuciła.

UŁAS.

Boh z taką żonką, coby mnie było po niej — jaby ją cisnął i w świat od niej szedł.

JULEK
(po chwili).

I w świat od niej szedł... Tobie, Ułas,