Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zbyt czerwone usta... Na rękach jej błyszczą drogie kamienie...
Płaczące dziewczynki, a między niemi Pita, patrzą na tę, która niedawno była między niemi w żałobnej szacie smutnego dziecka.
Patrzą.
Niektóre zazdroszczą, inne boją się.
Czego?
Nie wiedzą, ale się boją.
I Pita się boi.
Pita się tuli w najciemniejszy kąt przepaści i nie chce ku górze spoglądać.
Och! jak ona się boi, aby tam nie dostrzedz swej mamy, aby i ku niej nie wyciągnęły się ręce, drogimi kamieniami strojne.
Bardzo Pita się boi.
I wszystko to słyszy, gdy dzwon żałobny nad zakopiańskim cmentarzyskiem jęczy.
Wszystko to widzi — przeczuwa.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Ażeby myśli te i cienie precz od siebie odganiać, Pita napisy na nagrobkach czyta.
I bardzo się dziwi.
Zdawało się jej, że umierają tylko starcy i dzieci. A młodzi muszą żyć.
Tymczasem tu u stóp widmowych gór cały kłąb mogił, a w nich — młodzi!... młodzi!...
Pita myślała, że starcy i dzieci sił nie mają, aby się wziąć ze śmiercią za bary, i dlatego padają jak kłosy...
Młodzi mają tyle odwagi i tyle siły, że śmierć nie odważy się podejść ku nim, nawet zdradziecko.
A tymczasem.
U stóp widmowych gór cały kłąb mogił, a w nich leżą cicho i nieruchomo młodzi.
Nad nimi rośnie jarzębina.
Lecz ma blade korale, i ptaki ich nawet nie dziobią...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .