Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



I.

Wróciwszy do hotelu — pani Tuśka raz jeszcze przeliczyła pieniądze.
Miała całe czterysta rubli, bo w Krakowie starała się nie kupić nic, prócz rzeczy niezbędnych dla siebie i Pity.
Trzy kapelusze, dwie parasolki, cztery metry aplikacyi, kilka par bucików białych i szarych (tych karlsbadzkich), za które w Warszawie zapłaciłoby się trzy, cztery razy tyle.
Za to — ani ona, ani Pita przez dwa dni nie jadły obiadu. Piły kawę, jadły ciastka, nawet i szynkę przyniesioną w sekrecie pod peleryną do hotelu.
Oszczędność przedewszystkiem! — Tuśka zniosła nawet afront pokojowej, która znalazłszy koło umywalni zatłuszczony papier z okrawkami szynki przestała jej mówić — »jaśnie pani«.
Lecz — Tuśka i ten cios dźwignęła z heroizmem.
Przechyliwszy się przez okno, wsłuchiwała się w jęczące melodye Maryackiego hejnału. Udawała, że ją to zajmuje nad wyraz. — W gruncie rzeczy jednak cierpiała nad zanikiem szacunku u wykrochmalonej hotelowej sługi i z cierpienia tego wykwitł — (jak zresztą zwykle w takich razach) żal do męża.
— Przez niego — pomyślała — i przez to, że się muszę oszczędzać i mam mało pieniędzy.
Pita spała opakowana papataczami i drożdżowemi ciastkami. Rozrzuciła dokoła siebie prześcieradła i całą masę delikatnych i złotych jak źdźbła żyta włosów.