Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie umie przyjąć goręcej sympatycznych zabiegów kochanka. Przytem różnica fizyczna obu mężczyzn występuje na jaw z całą gwałtownością. Porzycki uosabia siłę, zdrowie, piękno i zadowolenie życiowe. Żebrowski znędzniały, wystygły, jakby nieśmiało skradający się przez życie...
Pełne słońce bije całą masą światła na nich, wydobywając ich zalety i niedostatki z brutalnością i szczerością niezwykłą.
Tuśka doznaje dziwnego fizycznego wrażenia, które mimowoli analizuje, rozmawiając o rzeczach napozór obojętnych.
Oto od strony, po której siedzi Żebrowski, wieje ku niej chłód, który ją literalnie mrozi i skostnieniem przejmuje. Od Porzyckiego zaś idzie jakiś ciepły prąd, ożywczy i miły.
— To tak! — myśli — to tak!
I coraz silniej brnie w ten szablon trójkąta, który dawniej przedstawiał się jej z poza mgły, jak jakiś legendowy ptak, wizyą przestraszną się unoszący.
Porzycki potrąca o scenę, o swój fach.
Żebrowski spłowiałe oczy szeroko otwiera.
— Pan jest w teatrze?
— Tak!
— A!
Nic nie zdoła oddać owego »a«, które z ust bladych, ocienionych niepewnego koloru wąsami się wydobywa.
Jest to zdziwienie, rozczarowanie i pewne lekceważenie zaśniedziałego w swych urzędowych gradacyach i zaszczytach mola dla swobodnie rozwianego i hulaszczo płynącego w przestrzeń życiową artystycznego ducha.
A przytem jakaś ciekawość tłumu dla histryona, przyglądania się chętnie straszącej z daleka masce, wyciętej z dyni i rozświetlonej wewnątrz ognikiem świecy.
Tuśkę to »a« obraziło za Porzyckiego. Ze skrzywieniem niewyraźnym patrzy na męża. Myśli, że jest brzydki i że brakuje mu taktu.
Porzycki zdaje się jednak nie dostrzegać nic ubliżającego