Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dwanaście lat pilnowała usilnie, aby nic ze zbytecznych i targających spokój i pewną przyjętą równowagę odruchów nie wypłynęło na powierzchnię, pod którą kryli swe zagadkowe głowy.
I dlatego z dumą osądziła, że jest »stróżem domowego ogniska«.
Mimo to dziś właśnie, i dlatego może głównie, iż oddaliła się od owego »ogniska«, przesiąkłego wilgocią bezustannie zlewanych wodą fikusów, palm i rododendronów, czuła w sobie jakiś niepokój, coś niewyraźnego, tak jakby patrzała na jakąś źle odgrywaną komedyę z wysokiej galeryi.
Może dlatego, że dziś w cukierni przeczytała w jednej z galicyjskich gazet obszerny felieton, noszący w sobie myśl, a na grzbiecie tytuł »Starzy i młodzi«.
Szeregi literek drobnych, ustawionych rzędami, wywoływały wieczystą walkę pomiędzy tymi, którzy odchodzą, a tymi, którzy nadchodzą.
»Dziś — tak, jak zresztą zawsze ojcowie i dzieci, starzy i młodzi nie tylko, że się nie rozumieją, ale nie mają ochoty nawet się porozumieć. A przecież powinni żyć, we wzajemnych wielkich ustępstwach, biorąc pod uwagę, że z tych ustępstw może wykwitnąć dla wszystkich zrozumienie Prawdy życiowej. Jeśli starsi bólem doświadczenia Prawdę tę zrozumieli, jeśli młodsi ogniem i siłą Intuicyi Prawdę odgadli, toć powinni wzajemnie oddać ją sobie i dzielić się nią z pośpiechem dobrych mędrców, którzy nie chcą nieść swych mądrości do grobowej ciemni, lecz czynią z nich jasną lampę, płonącą z uczynną chęcią na świat cały«.
Takie były słowa i treść główna artykułu.
— Właściwie, po co to pisać i o co im chodzi? U nas żyjemy wszyscy w zgodzie, a każde z nas rodziców chętnie i o ile może przerabia zadania i dopomaga w nauce dzieciom — myślała Tuśka.
— Zapalamy ową lampę... — uśmiechnęła się — zapalamy niemal codzień: ja nad francuszczyzną Pity, on nad matematyką chłopców...