Piechotą idziecie? Ona — tak? Jeszcze was zaaresztują.
Rany boskie, nie wytrzymam. A lampy jeszcze nie zapalać. (do Zbyszka) Wychodzisz?
Nie.
To przypilnuj pieca. My wrócimy za godzinę. Mela, idź się przebrać... (Hesia i Dulska wychodzą — Mela do swego pokoju).
(Zbyszko chwilę stoi nieruchomy — potem wyciąga ręce leniwym, znużonym ruchem przed siebie — zwraca się do pieca — otwiera drzwiczki kopnięciem nogi, przysuwa sobie fotel — siada i siedzi tak spokojnie z papierosem przylgniętym do ust, z ręką opuszczoną na dół. — Światło czerwonawe go oświetliło. Jest znużony i smutny. — Drzwi się otwierają cicho, wsuwa się Hanka — widzi go — przybliża się — przyklęka i delikatnie, z jakąś psią pokorą, całuje go w rękę. — On głaszcze ją po głowie — czyni to machinalnie, nie patrząc na nią).
No już dobrze... dobrze...